Mentalność budżetówki
Co stanowi największą bolączkę publicznych studiów, z którą młodzi żacy muszą się zmagać przez trzy, pięć lub więcej lat? W takim kraju jak Polska chodzi przede wszystkim o stare nawyki rodem z PRL-u, które wciąż pozostają żywe na wydziałach najstarszych i najbardziej znanych uczelni. Nawyki te dotyczą zarówno kadry naukowej, która wywodzi się często ze słusznie minionego ustroju, jak i pracowników administracyjnych, którzy swoją urzędniczą postawą nie ułatwiają studentom życia. Ciekawa i ważna obserwacja, która rodzi się w tym kontekście dotyczy rozdźwięku pomiędzy budowanym przez publiczne szkoły wizerunkiem a ich faktycznym kształtem oraz specyfiką.
Wiele słyszy się o dużych, wartych często wiele milionów złotych inwestycjach, którymi chwalą się na lewo i prawo rodzime uniwersytety. Budowane są nowoczesne, przestronne budynki, do których przeprowadzają się wydziały. Nie brak tam komputerów, zaawansowanych technicznie sal dydaktycznych, klimatyzacji czy bezprzewodowego internetu. Pytanie jednak, czy za tymi powierzchownymi zmianami poszły zmiany w sposobie myślenia i podejściu do studentów? Czasami tak, jeśli akurat mamy na myśli młodsze pokolenie naukowców. Generalnie jednak sytuacja nie jest optymistyczna.
Utrzymywane przez państwo uczelnie, choć kreują się na nowoczesne i pełne innowacji, w gruncie rzeczy są mentalnie zacofane. Obowiązują na nich socjalistyczne kalki i schematy, przez które chwilami ciężko się przebić. Czy wymiana pokoleniowa w kadrze wystarczy, aby za parę lat rzeczy wyglądały lepiej?
coaching